poniedziałek, 27 czerwca 2016

Teoria doktora Rybczyńskiego na temat przyczyn powstawania nowotworów

Teorię tę opracował nieżyjący już polski lekarz – dr Anatol Rybczyński na podstawie wyników badań prowadzonych przez siebie jeszcze od lat 50-tych XX wieku. Twierdził on, że komórki nowotworowe są komórkami pasożytniczymi grzyba Penicillium (odmian tego grzybka jest ok. 260). Najważniejszym na to dowodem jest fakt obecności pleśni Penicillium w tkankach nowotworowych i wyrastanie dojrzałych, zarodnikujących postaci tego grzyba wprost z tkanki nowotworowej. Karygodnym więc błędem jest twierdzenie, że komórki rakowe są patologicznie zmienionymi komórkami własnymi organizmu chorego.
Grzybkiem powodującym powstanie nowotworu jest - wg dr Rybczyńskiego – pleśń Penicillium i to będąca w stanie dojrzałym, tuż przed zarodnikowaniem lub w czasie zarodnikowania. Drugim ważnym odkryciem dr Rybczyńskiego stało się spostrzeżenie, że grzybek Penicillium występuje w wielu postaciach rozwojowych i cechuje go polimorfizm. Wirusy, które – jak się uważa – przekształcają komórki ludzkie w komórki nowotworowe, są tylko jedną z najmniejszych postaci pasożyta Penicillium. Obserwacje te nasunęły dr Rybczyńskiemu podejrzenie, że wirusy i bakterie powodujące raka powstają z pleśni. Doświadczenia prowadzone najpierw w latach 1951-1954 w Szpitalu Miejskim im. J. Strusia w Poznaniu wykazały, że grzybek Penicillium jest wyjątkowo odporny na działanie wszelkich czynników fizycznych i chemicznych i w żaden znany wówczas sposób nie da się go uśmiercić. Nawet gotowanie w tzw. „wodzie królewskiej” (mieszaninie najbardziej stężonych kwasów) w temperaturze 1800C i pod ciśnieniem nie zniszczyło zarodników grzyba. Również przetrzymywanie przez 24 godziny w temperaturze skroplonego powietrza, czyli  wyjątkowo niskiej, nie powodowało destrukcji. Nie udało się także osłabić najmłodszej, wirusowej postaci grzybka metodami biologicznymi (cytostatyki, sulfonamidy).Grzyb wytrzymywał naświetlanie bardzo dużymi dawkami promieni Roentgena przez kilka godzin z bliskiej odległości, jak również naświetlanie radem przez 24 godziny. W tych ostatnich przypadkach zauważono, o paradoksie!, że po działaniu tych wyjątkowo przecież szkodliwych czynników, nastąpił  znacznie szybszy i bujniejszy wzrost grzyba. Dopiero temperatura 40000C zniszczyła zarodniki, choć wymagało to ok. 15 minut.
Na podstawie wyników badań dr Rybczyński doszedł do wniosku, że nie da się więc wyprodukować typowej surowicy przeciwrakowej. Okazało się jednak, że za remedium może posłużyć tzw. aktywny krzem. Podstawą stało się spostrzeżenie, że komórki rakowe charakteryzują się wysoką odpornością ze względu na ich chemiczną budowę – połączenie specjalnych białek z krzemem, co stanowi bardzo silny związek biochemiczny. Wprowadzony do ustroju ludzkiego w niesłychanie małej ilości aktywny krzem (roztwór o stężeniu 0,000000001 w wodzie destylowanej, czyli lek homeopatyczny) działa jak katalizator chemiczny powodując odruchowe niszczenie przez organizm „intruza”. W ten sposób organizm „uczy się” dostrzegać i zwalczać wroga, którego do tej pory nie spostrzegał we własnych tkankach – krzem zawarty w komórkach nowotworowych mnożących się w organizmie. Pozbawione tego pierwiastka komórki nowotworowe są już bez problemu niszczone przez system immunologiczny organizmu.
Preparat (o nazwie „ANRY”) powinno przyjmować się profilaktyczne raz na pół roku, co pozwala na  uodpornienie się organizmu na nowotwory na ponad pół roku.W przypadku choroby, po podaniu, w czasie 2-3 tygodni pojawiają się objawy w postaci miejscowego zaczerwienienia, obrzęków, bolesności. Świadczy to o tym, że rak ulega stanowi zapalnemu i likwidacji. Samopoczucie pacjenta pogarsza się czasowo, pojawia się stan podgorączkowy, bolesność w tkankach zaatakowanych przez nowotwór i tkankach otaczających. Podnosi się liczba białych krwinek we krwi. Wszystko to ma prowadzić do procesu leczenia. Możesz teraz stwierdzić: „Toż to rewelacja! Lek na raka!” Możesz podejść również sceptycznie: „Tyle instytutów na całym świecie biedziło się i biedzi nad wyprodukowaniem szczepionki przeciwrakowej, nad lekami antynowotworowymi i nic. A tu nagle odkrycie... Nie wierzę”. Każdy ma prawo do własnego zdania. Tym niemniej „ANRY” jawi się jako nadzieja dla wielu chorych. Czy wolno im tę nadzieję odebrać?
Według dr Rybczyńskiego źródłem zakażeń grzybem Penicillium jest przede wszystkim żywność – nadpsuta i nadpleśniała. Czy ma rację? Zastanówmy się nad tym wspólnie – jak niespecjaliści, którymi przecież ogromna większość z nas jest. Weźmy to na tzw. „chłopski rozumek”.Zarodniki grzybów unoszą się wszędzie i roznoszone są przede wszystkim w powietrzu. Czy zwróciłeś uwagę, jak szybko pleśń porasta pozostawione np. w woreczkach foliowych pieczywo, owoce, warzywa? Ma tam doskonałe warunki do rozwoju – ciepło i wilgoć (jak w naszym wnętrzu).Dlaczego pokrywa się specjalnymi woskami wiele owoców, by nie atakowała ich pleśń podczas przechowywania i transportu? To zrozumiałe - nikt przecież nie kupi nadpleśniałego towaru. I to jest podstawowy powód ochrony owoców przed pleśnią, a nie chęć ochrony Twojego zdrowia.
À propos wosków: sam wiesz, jak trudno zmyć je nawet ciepłą wodą z jabłek, cytryn, pomarańczy. Specyficzny zapach utrzymuje się na owocach, które należy obierać ze skórki i która – w przypadku owoców cytrusowych – absolutnie nie nadaje się do dodawania do ciast. Wracamy do pleśni. Wiadomo przecież od dawna, że pleśń wytwarza tzw. aflatoksyny wywołujące raka. Mieszkanie w zagrzybionym domu, to najprostsza droga do nabawienia się raka. W ścianach mieszkań odkryto wiele rodzajów pleśni, w tym Penicillium oraz w ponad 1/3 mieszkań grzybek Aspergillus niger – sprawcę czerniaka.
Jak na razie, wszystko wydaje się logiczne, prawda?Gerald N. Wogan, chemik z Massachusetts Institute of Technology wykazał w badaniach nad działaniem aflatoksyny wytwarzanej przez pleśnie, że np. ryzyko raka wątroby wzrasta 4-krotnie u osób spożywających żywność zawierającą duże ilości tej toksyny. Z kolei ryzyko zachorowanie na raka wątroby u osób, które chorowały wcześniej na żółtaczkę typu „B” i jadły potrawy zawierające aflatoksyny wzrastało aż 70-krotnie („New York Times”, „Co wywołuje raka?”, Gina Kolata, 19.12.2005 r.). Uczeni z Brytyjskiego Instytutu Badań Genetycznych twierdzą także, że zakażenia pleśniami są jedną z przyczyn niektórych infekcji prowadzących nawet do śmierci, wywołujących reakcje alergiczne i astmę. Badali oni m.in. grzybek Aspergillus fumigatus, w którym wykryli aż 9 substancji wywołujących alergie. Aspergillus fumigatuswystępuje bardzo powszechnie, a każdy z nas wdycha ok. 200 jego zarodników dziennie. W dodatku ma zadziwiającą wprost odporność na działanie wysokich i niskich temperatur. Jest szczególnie groźny dla osób z osłabionym systemem immunologicznym, z białaczką i pacjentów po operacjach.
Badania mikologów z całego świata potwierdzają katastrofalny wprost stan żywności skażonej mikotoksynami i patogennymi pleśniami. Okazuje się, że ziarna zbóż, kukurydzy, pasze zbożowe, a także mięso drobiu skarmianego paszami zbożowymi zawierają ogromne ilości pasożytniczych grzybów i i aflatoksyny. Dane ONZ stwierdzają, że ponad 80% zbiorów w skali światowej jest skażonych mikotoksynami. Czy to oznacza, że jesteśmy skazani na zagrzybienie i na raka? NIE! Mimo zagrożeń możemy bronić się przed nimi i to całkiem skutecznie. Rak nie jest chorobą nieuleczalną! W pierwszym rzędzie należałoby zapewnić wysoką moc systemu immunologicznego – i właśnie przede wszystkim o tym traktuje to opracowanie.O skutkach zagrzybieniu organizmu (zwłaszcza jelita) piszą tacy autorzy jak M.Tombak, G.P. Małachow i inni. Specjaliści od hydrocolonterapii drastycznie wprost opisują, co wypłukiwane jest z naszego jelita (a w zasadzie tylko z jego odcinka końcowego) w trakcie zabiegu oczyszczania. Zwracają szczególnie uwagę na strzępy czarnej i szarej pleśni.
Doktor Rybczyński poszedł dalej. Otóż uważał on, że źródłem zakażeń są również antybiotyki produkowane na bazie penicyliny (Penicillium!). Przyjmowanie antybiotyków w dzieciństwie może skutkować rakiem w późniejszym wieku, zwłaszcza, że rodzice zakażają własne dzieci.Każda kobieta, która brała antybiotyki musi liczyć się z tym, że urodzi dziecko zakażone infekcją nowotworową„Tragicznym faktem jest to, że w szpitalach onkologicznych chorych gorączkujących, a więc zatrutych truciznami nowotworowymi, leczy się penicyliną i innymi antybiotykami, które w ogromnej większości posiadają domieszkę Penicillium. Pomaga się więc grzybkowi Penicillium do niszczenia resztek sił obronnych chorego. Obecnie na podstawie wyników dotychczasowych badań eksperymentalnych doktora Rybczyńskiego należy stwierdzić, że od czasu wynalezienia penicyliny i antybiotyków, skuteczność leczenia chorób nowotworowych znacznie się pogorszyła, a liczba zachorowań zwiększyła.” („Co to jest nowotwór i jak on powstaje? Dlaczego choroba raka jest dotychczas nieuleczalna”, A. Rybczyński, Poznań 2000).
Teorię dr Rybczyńskiego potwierdzają badania niemieckiego cytologa Alfonsa Webera, który już w latach 70-tych XX wieku odkrył pasożytnicze drobnoustroje, pierwotniaki (Protozoa) – w postaci zarodników grzybów  w organizmie ludzkim. Dr Weber twierdzi, że są one źródłem infekcyjnych zakażeń krwi i atakują czerwone ciałka krwi. Wraz z krwiobiegiem rozprzestrzeniają się po całym organizmie stając się źródłem tzw. przerzutów. Podobnie jak dr Rybczyński, niemiecki mikrobiolog stwierdził, że pasożyty te są wyjątkowo trudne do zniszczenia, a typowe metody w postaci działań chemicznych i promieniowania tylko osłabiają organizm i ułatwiają rozprzestrzenianie się zabójczych pasożytów. Oficjalna medycyna i największe sławy niemieckiej onkologii uznały dr Webera za szarlatana, a jego odkrycia za brednie. Doktor Rybczyński wielokrotnie, przez wiele lat usiłował zainteresować swoim odkryciem wszelkie odpowiednie czynniki (Wydział Nauk Medycznych Polskiej Akademii Nauk, Instytut Leków, Ministerstwo Zdrowia i Opieki Społecznej), ale ciągle bez skutku.
Czy teoria dr Rybczyńskiego jest słuszna? Czy lek opracowany przez niego jest skuteczny? Nie autorowi o tym sądzić. Natomiast sprawa jest na tyle poważna, że może warto byłoby przeprowadzić szersze badania prowadzone przez niezależne zespoły badawcze? Dopiero wówczas okazałoby się, ile jest warte odkrycie doktora Rybczyńskiego. Bo jak do tej pory teoria dr Rybczyńskiego spotkała się z lekceważeniem świata medycznego. Nic nowego.Ignaz Sommelweis – lekarz i badacz, odkrywca przyczyn tzw. „gorączki połogowej” spotkał się z wielką krytyką świata medycznego i jawną wrogością personelu szpitali (został zresztą później zamknięty w szpitalu dla... wariatów!) Dlaczego? Ponieważ bezwzględnie żądał każdorazowego mycia rąk i narzędzi po i przed najdrobniejszymi nawet zabiegami medycznymi.
 Wyjaśnijmy, że „gorączka połogowa” dziesiątkowała kobiety w XIX wieku, u których porody odbierali lekarze wykonujący wcześniej sekcje zwłok, opatrujący rannych i którzy po tych zabiegach nie myli ani rąk, ani narzędzi. Przenosili, więc po prostu zarazki jadu trupiego bezpośrednio na rodzącą kobieRównież Joseph Lister – mało znany lekarz, odkrył dezynfekcyjne działanie kwasu karbolowego, co przyniosło rewelacyjne efekty w zapobieganiu zakażeniom ran. Jednak świat naukowy wykpił działania Listera.Także Louis Pasteur, który nie był lekarzem, lecz chemikiem, został na początku swych odkryć wprost wyszydzony, a studenci medycyny śpiewali niewybredne kuplety na temat istnienia rzekomych „mikrobów”, o których mówił Pasteur. Wspomnijmy jeszcze Roberta Kocha, odkrywcę prątków gruźlicy. Był to zwykły, mało znany lekarz z Wolsztyna, żadna sława medyczna. A przecież to jego badania umożliwiły udowodnienie istnienia mikroorganizmów. W czasach współczesnych wyśmiewano przez dziesiątki lat Denhama Harmana – twórcę wolnorodnikowej teorii starzenia organizmu, Jacques’a Benveniste’a – odkrywcę tzw. „pamięci wody” (o pamięci wody piszę w opracowaniu „Czysta woda zdrowia doda”), amerykańskiego gastroneurologa Michaela Gersohna – odkrywcę tzw. „brzusznego mózgu” i wielu innych.
Z absolutną wrogością świata medycznego spotkał się także doktor medycyny Ryke Geerd Hamer – twórca teorii powstawania nowotworów na bazie konfliktu w organizmie spowodowanego nagłym u traumatycznym przeżyciem bedącym źródłem potężnego i długotrwałego stresu. Podobne reakcje budzi onkologiczna praktyka lecznicza polskiego lekarza Stanisława Burzyńskiego z Teksasu, twórcy tzw. Biochemicznej Obrony Organizmu. I niezależnie od bezspornych sukcesów terapeutycznych oficjalna medycyna nie zamierza interesować się jego odkryciami. Podobnie zresztą jak i innymi odkryciami w dziedzinie walki z nowotworami – odkryciami dokonanymi przez naukowców i lekarzy z poważnym dorobkiem naukowym i tytułami naukowymi. Dodajmy jeszcze, że teorie na temat genezy nowotworów, o których była mowa, wcale nie stoją w sprzeczności względem siebie – jedynie się uzupełniają kładąc nacisk na inny element niezwykle złożonego procesu. Wróćmy jednak do odkrycia dr Rybczyńskiego. Środowiska onkologów (zwłaszcza poznańskie) znają ponoć doskonale sprawę i skuteczność preparatu. Tym niemniej nie podjęto szerszych badań nad preparatem i nie wprowadza się go do leczenia i profilaktyki na masową skalę, ponieważ... nie przeprowadzono badań (a więc nie ma podstaw do rejestracji leku)!Czyżby przyczyną był fakt, że odkrycia dokonał prosty lekarz, a lek jest relatywnie tani (koszt dawki nie przekracza kosztu jednorazowego tankowania paliwa do zbiornika najmniejszego z jeżdżących na polskich drogach samochodów)?Tani lek, marny lek ... Jak na nim zarobić? 
NOWOTWORY  TO NIE CHOROBA. 
NOWOTWORY  TO WIELKI PRZEMYSŁ
 I JESZCZE WIĘKSZY BIZNES.
A co zrobić z całą dotychczasową bazą leczniczą, potwornie drogą aparaturą diagnostyczną i terapeutyczną? Co zrobić z dotychczasowymi teoriami i oficjanie przyjętymi metodami leczenia, które należałoby odwołać? I które wywołują mnóstwo skutków ubocznych? Jak przyznać się do błędu? Każdy przyzna - jest to niebywale trudne. „Jak to się ma do ankiety przeprowadzonej w 1986 r. wśród kanadyjskich onkologów, którzy w większości stwierdzili, że gdyby im przyszło chorować na raka, nigdy nie skorzystaliby z aplikowanej przez nich pacjentom chemioterapii, ze względu na jej wysoką toksyczność i małą efektywność?” 
(„Nieznany Świat” nr 4/2006, „Najlepszy biznes na świecie”, Janusz Rygielski).


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz