czwartek, 11 sierpnia 2016

KU PRZESTRODZE

Jeśli chcemy być zdrowi musimy czytać etykiety i wiedzieć, czego na nich szukać. Od sztuczek, jakich dopuszczają się niektórzy producenci żywności włos jeży się na głowie.
W latach 90. Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) wyliczyła, że wraz z pożywieniem dostarczamy do organizmu średnio około 2,5 kg związków chemicznych rocznie.

Obecnie jest to 7-8 kg, czyli trzy razy więcej niż 15 lat temu.


Przykład pierwszy: pachnące różowe mleczko sojowe o smaku truskawki – zawiera w swoim składzie szarobure, śmierdzące wytłoki powstające, jako produkt uboczny przy produkcji oleju sojowego! Jaką więc obróbkę musiała przejść soja, żeby pachniała jak truskawka i wyglądała jak mleczko?

Przykład drugi:  świeżutkie, pachnące pieczywo zawiera w swoim składzie spulchniacze do pieczywa: gips i zmieloną sierść! 

Przykład trzeci:, z czego produkuje się tani dobry keczup? Z pomidorów? Nic podobnego! W jego składzie odnajdziemy: soję, czerwone barwniki i dodatki konserwujące. Pomidorów prawie wcale! "...

Przemysł spożywczy poddaje nas intensywnej edukacji. 

Gdyby zapytać przemądrzałe dziecko, co powinno jeść, aby wyrosnąć na zdrowego, mocnego człowieka, odpowiedziałoby, że witaminy, żelazo i białko. Czyli fabryczną paszę zamiast jedzenia. 

Dziecko prostoduszne odparłoby, że chce jeść czekoladowe batony wypchane słodzonym mlekiem w proszku, spreparowaną przemysłowo na chipsy mąkę kartoflaną, zamrożone bułki z zamrożonym kotletem i tym podobne smakołyki.
Wszystko trzeba popijać napojami, których podstawowymi składnikami są cukier w przerażających ilościach i dodatki wzmagające pragnienie.

Reklamy żywności są (poza ideami socjalistycznymi) ostatnią twierdzą najciemniejszych przesądów. Weźmy na przykład upowszechnianą przez producentów żywności tezę, że margaryna jest zdrowsza i mniej kaloryczna od masła. Nic z tego nie jest prawdziwe. 100 g margaryny zawiera dokładnie tyle samo kalorii, ile 100 g masła, to znaczy 750 kcal.

Przeprowadzone w USA przez niezależne - co bardzo ważne - instytuty uniwersyteckie długoletnie badania na grupie 80 tys. osób wykazały, że ten, kto dziennie zjada cztery łyżeczki margaryny, zwiększa ryzyko zawału o dwie trzecie w porównaniu z osobami konsumującymi dziennie tę samą ilość masła.

Tak zwana zdrowa żywość niskokaloryczna light różni się od rzekomo niezdrowej żywności normalnej tylko tym, że zawiera więcej, a nawet dużo więcej wody. Jest to różnica z punktu widzenia producentów tej żywności kolosalna. Obliczono, że woda zawarta w produktach light kosztuje konsumenta drożej niż woda mineralna na Saharze - 2 tys. euro za metr sześcienny.

Manipulacja, jakiej dokonują na nas wytwórcy żywności, jest zdumiewająco skuteczna i porażająco prymitywna. Konsumentom wmawia się za pomocą reklamy i kupnych ekspertyz kupnych specjalistów: będziesz taki jak to, co jesz. Jest to odwołanie się do tych zakamarków naszej duszy, w której kryje się jeszcze cień mentalności kanibali z Nowej Gwinei, którzy wierzyli, że zjadając mózg ofiary, przejmą jej mądrość, a zjadając serce - dzielność.

Najzabawniejsze jest to, że ci, którzy w najbardziej skrajny sposób sprzeciwiają się przemysłowej żywności - wegetarianie i weganie - postępują dokładnie wedle tego sposobu myślenia, nieco tylko zmodyfikowanego: jedz to, co koń, a będziesz jak koń. Człowiek jednak nie jest - poza kilkoma wyjątkami - koniem. Także jeśli idzie o budowę przewodu pokarmowego. Koń jest roślinożercą, człowiek jest wszystkożerny.

Przez całe lata nawoływano, by jeść węglowodany i unikać tłuszczów. Kiedy okazało się, że ta cudowna dieta powoduje w USA masową nadwagę i wywołuje 
cukrzycę, propaguje się dietę odwrotną, niskowęglowodanową, ta zwaną low-carb.

Smakosze chemii

W Unii Europejskiej jest zarejestrowanych 100 tys. przemysłowych związków chemicznych, z tego 70 tys. znajduje się w ponad milionie zarejestrowanych i pobłogosławionych urzędowo receptur na produkty codziennego użytku, w tym na żywność i napoje. Jemy i pijemy chemię, która nie musiałaby występować w formie przemysłowej w produktach żywnościowych, gdyby nie interes i wygoda producentów i handlarzy. 
Gdyby nie (dyktowana względami wyłącznie ekonomicznymi) troska o trwałość, atrakcyjny wygląd, kuszący zapach, lepszy smak. Pierwszy lepszy sok owocowy, reklamowany, jako w 100 procentach naturalny, ma na pudełku wydrukowaną małymi literkami listę kryptonimów E. Produktów naprawdę naturalnych już właściwie nie ma.
Problemem jest to, że wpływ zawartych w żywności substancji na zdrowie człowieka jest znany tylko częściowo. 
Całkowitą tajemnicę stanowią natomiast skutki zdrowotne mieszanki wielu czy choćby kilku chemikaliów znajdujących się w kilku spożywanych jednocześnie produktach. Naukowcy mogą mieć rację, dowodząc, że substancja X jest nieszkodliwa, ale nie mogą twierdzić, że to samo dotyczy mieszanki X z Y.

Obrońcy chemizacji naszych stołów twierdzą, nie bez formalnej racji, że większość tych substancji występuje w przyrodzie. Rośliny produkują na przykład najbardziej toksyczne z wytworzonych przez ludzkość trucizn - PCB, dioksyny i furany. Filiżanka jak najbardziej naturalnej kawy zawiera ponad 1000 związków chemicznych, z tego część rakotwórczych. 

Amerykańscy naukowcy wyliczyli, że wypijając tylko jedną filiżankę kawy, wprowadzamy do organizmu więcej rakotwórczych czynników, niż wynosi suma wszystkich spożytych w ciągu roku wraz z jedzeniem syntetycznych pestycydów.

Jest bardzo prawdopodobne, że badania produktów spożywczych, jak w wielu innych wypadkach, zostały sfinansowane przez któryś z koncernów. I zapewne nie był to koncern kawowy. Jest faktem, że od czasów Adama i Ewy ludzie spożywali gigantyczne ilości występujących w przyrodzie związków chemicznych, w tym i tych, które są podejrzewane o wywoływanie raka. Jest też jednak faktem, że tak masowo jak dziś na raka nie chorowali. 

Poza tym jest jeszcze kwestia ilości. Występująca w jarzynach naturalna substancja indol-3-carbinol była przez medycynę uważana za naturalny środek antyrakowy. Okazało się, że przy wysokiej 
koncentracji sama wywołuje raka.

Rozsądek dyktuje przeświadczenie, że dobre jest to, co naturalne. Z naturalnymi truciznami organizmy ludzkie sobie poradzą, jak radziły sobie od początku świata. Zanim uczeni zorientują się, o co chodzi w świecie chemii spożywczej, (co raczej nigdy nie nastąpi), będzie już za późno.

Ostrygi są zdrowe i podobno dobrze działają na potencję. Ale tylko takie, które nie są obciążone ekologicznie, między innymi związkami metali ciężkich. A innych już chyba nie ma

Dr Joseph Mercola przedstawił intrygującą listę potraw, których nie wolno spożywać. Dotąd uznawano, że można jeść wszystko, ale z umiarem. Nie widzi potrzeby spożywania potraw, które nie dostarczają żadnych wartości odżywczych a ponadto zawierają substancje toksyczne. No cóż, przeczytajcie i oceńcie sami.

1. Pączki
Pączki są smażone, zawierają mnóstwo cukru i mąki a przede wszystkim występują w nich tłuszcze trans (izomery trans). Pączki kupowane w sklepie mają aż 35-40% tłuszczów trans. Zjedzenie przeciętnego pączka dostarczy Ci 200 do 300 kalorii, głównie pochodzących z cukrów.
Wielu Amerykanów [ciekawe ilu Polaków...] zjada pączki na śniadanie, a jest to najgorsze, co można sobie zafundować z rana. Cukier tylko na chwilę zaspokoi głód i wkrótce uczucie głodu powróci.

2. Woda gazowana kolorowa
Jedna puszka napoju typu cola zawiera 10 łyżeczek cukru, 150 kalorii, 30-55mg kofeiny i znajdują się w niej sztuczne barwniki i związki siarki. Więc dlaczego w ogóle pić coś takiego? Zamiana dodatku naturalnego cukru na cukry sztuczne, takie jak: aspartam, również jest kwestia sporną, gdyż sztuczne barwiki są także szkodliwe.
Badania wykazały wpływ spożywania wód kolorowych na rozwój osteoporozy, otyłości, próchnicy zębów oraz chorób serca a jednak przeciętny Amerykanin wypija 56 galonów takich płynów rocznie. Dodatkowo, poprzez wypicie tego całego cukru mija ochota na spożywanie zdrowej żywności, co z kolei prowadzi do niedoborów składników odżywczych.
W ciągu ostatniej dekady, spożycie kolorowych napojów gazowanych w USA u dzieci wzrosło dwukrotnie. Nie jest to zaskoczeniem gdy weźmie się pod uwagę fakt, iż w większości szkół znajdują się automaty z napojami. Niestety szkoły często korzystają z podpisania umowy ze znanymi producentami takich napojów, a dzieje się to kosztem zdrowa dzieci, których spożycie cukru wzrasta o połowę.
Jeśli regularnie pijesz napoje typu cola, to wyeliminowanie ich z jadłospisu może być najłatwiejszą i najkorzystniejszą rzeczą do poprawy Twojego zdrowia.

3. Frytki i prawie wszystkie smażone potrawy kupowane na mieście
Podczas obróbki termicznej ziemniaków w tłuszczach trans dochodzi do powstania wielu zarówno interesujących jak i nieprzyjemnych związków. Każda smażona potrawa, nawet warzywa, zawiera tłuszcze trans oraz potencjalnie rakotwórczą substancję – akryloamid.
Żywność smażona w olejach takich jak: sojowy, kukurydziany, krokoszowy czy w olejach orzechowych staje się bardzo problematyczną pod względem żywieniowym. Tłuszcze te łatwo jełczeją, gdy są wystawione na działanie tlenu i produkują duże ilości wolnych rodników w ciele człowieka. Są one bardzo wrażliwe na indukowane termicznie przemiany podczas gotowania. Nie jest jednak powszechnie znane, że oleje te są przyczyną starzenia się, powstawanie skrzepów, zapaleń, raka, przybrania na wadze.
Możliwe jest “uzdrowienie” frytek poprzez smażenie ich w świeżym leju kokosowym, który ze względu na wysoka zawartość tłuszczów nasyconych jest bardzo stabilny nawet w wysokiej temperaturze smażenia. Dlatego też frytki powinno się przygotowywać wyłącznie na takim oleju.
Dr Mercola mówi swoim pacjentom, że zjedzenie jednej frytki to jak wypalenie 1 papierosa. Proszę to wziąć pod uwagę przy następnym zakupie zestawu MAXI.

4. Chipsy
Większość chipsów dostępnych na rynku, zarówno kukurydziane jak i ziemniaczane, jest bogate w tłuszcze typu trans. Na szczęście coraz więcej firm, zdawszy sobie sprawę z zagrożeń płynących z tłuszczów trans, produkuje chipsy bez ich użycia.
Jednakże wysoka temperatura produkcji chipsów potencjalnie wpływa na powstanie akryloamidów, nawet bez tłuszczów trans.

5. Smażone owoce morza (bez ryb)
Ta kategoria potraw jest kumulacją niezdrowych aspektów żywieniowych. Smażone krewetki, małże, ostrygi czy homary zawierają wspomniane wyżej tłuszcze trans i akryloamidy a dodatkowo zagrażają ryzykiem zakażenie rtęcią.
Owoce morza przepełnione są toksyczną rtęcią a wodne skorupiaki takie jak krewetki, mogą być zakażone pasożytami i opornymi wirusami, które nie zostaną zniszczone nawet w wysokiej temperaturze. Uważa się, ze te stworzonka żywią się odpadkami, które mogą być groźne dla człowieka.

Gdy masz ochotę na owoce morza istnieje łatwe rozwiązanie. Najlepiej omijać lokalne smażalnie ryb i spróbować łososia z Alaski [chyba w Polsce mało realne...], gdyż udowodniono, ze nie zawiera on niebezpiecznych stężeń szkodliwej rtęci i innych zakażeń.
Kupowanie żywności służącej naszemu zdrowiu powinno stać się jednym z ważnych życiowych zadań. Sklepy oferują jednak taką różnorodność towarów, że łatwo nabawić się nie tylko zawrotu głowy, ale i niestrawności. Jest na to sposób. Wystarczy, że zdobędzie się odpowiednią wiedzę i z łatwością można wybrać to, co najlepiej nam posłuży.

Co mówi nam etykieta ?

Zgodnie z przepisami, żywność wysoko przetworzona musi posiadać etykietę z dokładną informacją o składnikach i wartości odżywczej. Pierwsza część informacji zawiera dane o składnikach oraz ich ilości, druga zaś dotyczy kaloryczności produktu, zawartości białka, węglowodanów (niekiedy podaje się odrębne informacje o węglowodanach i cukrach), tłuszczu (z osobną informacją o kwasach tłuszczowych), błonnika i sodu.

Zawartość składników podaje się w gramach na każde 100 g produktu bądź w gramach w typowej porcji. Niekiedy etykiety informują nas o tym, ile witamin i składników mineralnych zawiera dany produkt. Kupując produkty powinniśmy przede wszystkim zwracać uwagę na dodatki chemiczne – konserwanty, barwniki i środki poprawiające smak. U niektórych osób mogą one wywoływać reakcję alergiczną, jak wysypka, atak astmy, czy nadpobudliwość. Winowajcy takiego stanu rzeczy to składniki ze znakiem „E”. Ile razy czytając etykietę, zastanawialiście się nad tym, co kryje się za tym symbolem? Kilka z nich udało na się namierzyć i zidentyfikować.

Oskarżonym numer jeden jest tartazyna ( E102)  – żółty barwnik, najpopularniejszy z barwników azotowych w przemyśle spożywczym. Stosowany jest sama nazwa wskazuje do barwienia na żółto takich artykułów spożywczych jak: napoje w proszku, napoje bezalkoholowe, polewy do deserów w proszku, dobrze znanych i lubianych szczególnie przez studentów zupek w proszku, galaretek, dżemów, likierów owocowych, kasz, sztucznego miodu i musztardy. Jest to stosunkowo tani barwnik i można go spotkać w niskiej jakości napojach gazowanych. Jest to jeden z najniebezpieczniejszych barwników stosowanych w żywności. U osób z nietolerancją aspiryny i astmatyków może powodować sile reakcje alergiczne, bezsenność depresję, nadpobudliwość i dekoncentrację. Szczególną ostrożność należy zachować przy spożywaniu tego związku przez dzieci z syndromem ADHD.

Kolejnym winowajcą jest żółcień pomarańczowa (E110). Barwnik ten możemy spotkać w: napojach (zwłaszcza w tych w proszku, do własnego przygotowania), wyrobach cukierniczych, zupach w proszku, płatkach zbożowych, galaretach, żelkach, gumach do żucia, konserwach rybnych oraz kaszach, rzadziej również w wyrobach alkoholowych. Tak jak jej siostra może powodować alergie, objawy astmy i nadpobudliwość, szczególnie u dzieci. Spożycie dużych dawek tego barwnika może przyczynić się do powstania nowotworu. Żółcień pomarańczowa ze względu na swoją szkodliwą działalność dla zdrowia, jest niedopuszczalna przy produkcji żywności w niektórych krajach Europy.
Następna w kolejce jest erytrozyna (E127), można ją porównać do szkodliwej wisienki na torcie. Erytrozyna jest szkodliwym czerwonym barwnikiem zawierającym jodynę.

Występuje również pod nazwami: CI45430, Food Red 14, tetrajodofluoresceina. Najczęściej stosuje się ją do barwienia wiśni koktajlowych i owoców kondensowanych. Wykorzystuje się ją również do barwienia osłonki (kiszek) produkcji kiełbas, a także ciast w proszku. Szkodliwych skutków ubocznych na jej koncie nie brakuje, w związku, z czym w wielu krajach jej używanie w przemyśle spożywczym jest zakazane. Czym sobie nagrabiła? Lista jest długa: zwiększona nadpobudliwość, może powodować mutagenność, światłowstręt u osób wrażliwych na światło, trudności w nauce, dekoncentracje. Ma negatywny wpływ na wątrobę, serce, tarczycę, żołądek oraz płodność. Dopuszczalne dzienne spożycie Erytrozyny wynosi: do 0,1 mg/kg masy ciała. Jest jedynym barwnikiem, który nadaje się do barwienia wiśni poprzez namaczanie, tak, aby nie zabarwić jednocześnie innych owoców. Zanim zjecie swoją wisienkę na torcie, zastanówcie się, czy nie jest to przypadkiem wierzchołek góry lodowej.

Nadszedł czas na gwiazdy w konserwowaniu żywności: benzoesan sodu (E211) i sorbinian potasu (E202). Ten pierwszy wzmacnia naturalny smak pożywienia, a zarazem niszczy drożdże, pleśnie i wirusy. Chętnie dodaje się go do napoi gazowanych, majonezu, konserw owocowych i warzywnych. Niestety ma poważne wady. Jest kancerogenny, a także ma szkodliwy wpływ na procesy zachodzące w naszym mózgu. Stosowanie benzoesanu sodu na początku lat 90 zostało w Polsce ograniczone. Powodem podanym do publicznej wiadomości było jego znaczenie dla procesów przemian aminokwasów, zachodzących w mózgu. Benzoesany spożywane w nadmiarze mogą powodować uczulenia u astmatyków i alergików, u osób wrażliwych na aspirynę zaburzenia w funkcjonowaniu układu pokarmowego.

Sorbinian potasu do tej pory był postrzegany, jako bezpieczny konserwant. Zapobiega on rozmnażaniu się w żywności wirusów, bakterii i grzybów. Lekką ręką producenci żywności sypią go do wszystkiego, głównie serów, margaryny i pieczywa, ciast, wina, napojów gazowanych oraz czekolady. Sorbiniany są efektywne w stosunku do większości bakterii, natomiast nie działają na bakterie kwasu mlekowego, w związku z tym nie niszczą naturalnej mikroflory w organizmie, tylko ją wzmacniają, co ma ogromne znaczenie dla zdrowia. Dzięki temu znajduje również zastosowanie przy kiszeniu warzyw i produkcji serów. Należy pamiętać, iż, mimo, że są bezpieczniejsze od pozostałych konserwantów to spożywane regularnie i w nadmiarze mogą powodować alergie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz