Od ludzi, którzy wydzielają trujące opary trzeba koniecznie uciekać jak
najdalej. Nie tłumaczyć się, nie wyjaśniać, nie dyskutować. Pozostanie w
strefie działania takich osobników grozi bólem głowy i złym samopoczuciem, a w
dalszej kolejności chorobą.
Zatruwają swoim
narzekaniem oraz nienawiścią i pogardą do wszystkiego i wszystkich. Tym, że nic
się nie opłaca, nic nie warto i po co to wszystko, skoro … (tutaj można wstawić
rząd, służbę zdrowia, komunistów, własną matkę i psa sąsiadki).
To ludzie-wampiry. Z tą różnicą, że aby wyssać życiową energie i optymizm, nawet nie muszą robić dziurki. Jest chyba takie powiedzenie – dziurki nie zrobi, a krew wypije. Krwi nie wypiją – zostawią, ale zatrutą… A ona krąży jeszcze przez jakiś czas nie dając zapomnieć o przykrych słowach i gestach. W chwilach zwątpienia te słowa powracają, dźwięczą, nie dają o toksycznym osobniku zapomnieć. Im więcej takich energetycznych wampirów wokół, tym więcej słów dociera i jest zapamiętanych. Tym częściej będą powracać. Tym więcej energii trzeba będzie zużyć, aby im się przeciwstawić. Zamiast cieszyć się życiem i realizować plany, trzeba walczyć z demonami.
W tonie głosu słychać, że ktoś sili się na bardziej elokwentnego i rozeznanego w temacie niż jest i dobrze o tym wie. Nie mówi tylko wygłasza mowę, nie słucha, co ktoś inny ma do powiedzenia. A jak słucha, to jego wypowiedziana kwestia świadczy o tym, że nie przyjął tego do wiadomości. To nie rozmowa, to dwa równoległe wątki. Nie odpowiada na czyjeś pytania tylko na własne, albo mówi to co chce powiedzieć, lub jest w tej chwili wygodniejsze. W skrajnych przypadkach powtarza zasłyszane banały.
Toksyczny osobnik nie patrzy w oczy, albo wręcz przeciwnie, wpatruje się bardzo intensywnie wypatrując najmniejszych oznak zmieszania, zaskoczenia lub innej reakcji, która będzie wodą na młyn dla negatywnych opinii. Nie uśmiecha się lub uśmiecha się tylko ustami, oczy pozostają czujne, zimne i nieruchome. Przerywa, zadaje nagle pytanie na zupełnie inny temat. Nie słucha odpowiedzi, bo właściwie zna odpowiedź przed zadaniem pytania. To wyłazi z niego w pogardliwym grymasie ust, leciutko głośniejszym tonie głosu, w ustawieniu ciała, geście, uniesieniu podbródka. To widać. Wyraźnie.
Toksyczność różne przybiera formy. Najczęściej poprzez dawanie rad, chociaż nikt o nie nie prosi. Pouczaniu innych, co powinni zrobić, a czego pod żadnym pozorem robić i mówić nie powinni. W wygłaszaniu:
– No wiesz, ja się na tym nie znam, ale …
– Nie obraź się, ale muszę ci to powiedzieć…
– Zrobisz jak zechcesz, ale…
– Wiem, co czujesz i na twoim miejscu, to…
Ale nie jest na niczyim miejscu i nigdy nie będzie, bo może być tylko na swoim. Zawsze i wszędzie.
To deprecjonowanie osiągnięć i sukcesów wyrażeniem – tobie się udało. To umniejszanie potrzeb słowami – a co ci więcej potrzeba, przecież dla ciebie to wystarczy. To pokazywanie innym miejsca zwrotem – przecież nikt cię tu nie trzyma. To wyrzut – na co ty możesz chorować, przecież dobrze wyglądasz. To lekceważenie – co ty masz za problemy, ty nie wiesz jak to jest.
Czasami muszę jednak zostać (krótko!) z jakichś powodów w strefie rażenia owej toksyczności.
Wampir myśli, że jak mi podetnie skrzydła, to opuszczę głowę i się poddam. Otóż nie. Nie wie, że wyrywając mi piórka ze skrzydełek i kąsając, uruchamia moje latające urządzenie zastępcze – miotłę. I tu zabawa się kończy.
Jacek Ganczarski.
https://www.facebook.com/jagan50To ludzie-wampiry. Z tą różnicą, że aby wyssać życiową energie i optymizm, nawet nie muszą robić dziurki. Jest chyba takie powiedzenie – dziurki nie zrobi, a krew wypije. Krwi nie wypiją – zostawią, ale zatrutą… A ona krąży jeszcze przez jakiś czas nie dając zapomnieć o przykrych słowach i gestach. W chwilach zwątpienia te słowa powracają, dźwięczą, nie dają o toksycznym osobniku zapomnieć. Im więcej takich energetycznych wampirów wokół, tym więcej słów dociera i jest zapamiętanych. Tym częściej będą powracać. Tym więcej energii trzeba będzie zużyć, aby im się przeciwstawić. Zamiast cieszyć się życiem i realizować plany, trzeba walczyć z demonami.
W tonie głosu słychać, że ktoś sili się na bardziej elokwentnego i rozeznanego w temacie niż jest i dobrze o tym wie. Nie mówi tylko wygłasza mowę, nie słucha, co ktoś inny ma do powiedzenia. A jak słucha, to jego wypowiedziana kwestia świadczy o tym, że nie przyjął tego do wiadomości. To nie rozmowa, to dwa równoległe wątki. Nie odpowiada na czyjeś pytania tylko na własne, albo mówi to co chce powiedzieć, lub jest w tej chwili wygodniejsze. W skrajnych przypadkach powtarza zasłyszane banały.
Toksyczny osobnik nie patrzy w oczy, albo wręcz przeciwnie, wpatruje się bardzo intensywnie wypatrując najmniejszych oznak zmieszania, zaskoczenia lub innej reakcji, która będzie wodą na młyn dla negatywnych opinii. Nie uśmiecha się lub uśmiecha się tylko ustami, oczy pozostają czujne, zimne i nieruchome. Przerywa, zadaje nagle pytanie na zupełnie inny temat. Nie słucha odpowiedzi, bo właściwie zna odpowiedź przed zadaniem pytania. To wyłazi z niego w pogardliwym grymasie ust, leciutko głośniejszym tonie głosu, w ustawieniu ciała, geście, uniesieniu podbródka. To widać. Wyraźnie.
Toksyczność różne przybiera formy. Najczęściej poprzez dawanie rad, chociaż nikt o nie nie prosi. Pouczaniu innych, co powinni zrobić, a czego pod żadnym pozorem robić i mówić nie powinni. W wygłaszaniu:
– No wiesz, ja się na tym nie znam, ale …
– Nie obraź się, ale muszę ci to powiedzieć…
– Zrobisz jak zechcesz, ale…
– Wiem, co czujesz i na twoim miejscu, to…
Ale nie jest na niczyim miejscu i nigdy nie będzie, bo może być tylko na swoim. Zawsze i wszędzie.
To deprecjonowanie osiągnięć i sukcesów wyrażeniem – tobie się udało. To umniejszanie potrzeb słowami – a co ci więcej potrzeba, przecież dla ciebie to wystarczy. To pokazywanie innym miejsca zwrotem – przecież nikt cię tu nie trzyma. To wyrzut – na co ty możesz chorować, przecież dobrze wyglądasz. To lekceważenie – co ty masz za problemy, ty nie wiesz jak to jest.
Czasami muszę jednak zostać (krótko!) z jakichś powodów w strefie rażenia owej toksyczności.
Wampir myśli, że jak mi podetnie skrzydła, to opuszczę głowę i się poddam. Otóż nie. Nie wie, że wyrywając mi piórka ze skrzydełek i kąsając, uruchamia moje latające urządzenie zastępcze – miotłę. I tu zabawa się kończy.
Jacek Ganczarski.
www.zdrowiezroślin.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz