Teorię tę opracował nieżyjący już polski lekarz – dr Anatol
Rybczyński na podstawie wyników badań prowadzonych przez siebie jeszcze od lat
50-tych XX wieku. Twierdził on, że komórki nowotworowe są komórkami
pasożytniczymi grzyba Penicillium (odmian tego grzybka jest
ok. 260). Najważniejszym na to dowodem jest fakt obecności pleśni Penicillium
w tkankach nowotworowych i wyrastanie dojrzałych, zarodnikujących postaci
tego grzyba wprost z tkanki nowotworowej. Karygodnym więc błędem jest
twierdzenie, że komórki rakowe są patologicznie zmienionymi komórkami własnymi
organizmu chorego.
Grzybkiem powodującym powstanie nowotworu jest - wg dr
Rybczyńskiego – pleśń Penicillium i to będąca w stanie
dojrzałym, tuż przed zarodnikowaniem lub w czasie zarodnikowania. Drugim ważnym
odkryciem dr Rybczyńskiego stało się spostrzeżenie, że grzybek Penicillium
występuje w wielu postaciach rozwojowych i cechuje go polimorfizm. Wirusy,
które – jak się uważa – przekształcają komórki ludzkie w komórki nowotworowe,
są tylko jedną z najmniejszych postaci pasożyta Penicillium.
Obserwacje te nasunęły dr Rybczyńskiemu podejrzenie, że wirusy i bakterie
powodujące raka powstają z pleśni. Doświadczenia prowadzone najpierw w latach
1951-1954 w Szpitalu Miejskim im. J. Strusia w Poznaniu wykazały, że grzybek Penicillium jest
wyjątkowo odporny na działanie wszelkich czynników fizycznych i chemicznych i w
żaden znany wówczas sposób nie da się go uśmiercić. Nawet gotowanie w tzw.
„wodzie królewskiej” (mieszaninie najbardziej stężonych kwasów) w temperaturze
1800C i pod ciśnieniem nie zniszczyło zarodników grzyba. Również
przetrzymywanie przez 24 godziny w temperaturze skroplonego powietrza,
czyli wyjątkowo niskiej, nie powodowało destrukcji. Nie udało się także
osłabić najmłodszej, wirusowej postaci grzybka metodami biologicznymi
(cytostatyki, sulfonamidy).Grzyb wytrzymywał naświetlanie bardzo dużymi dawkami
promieni Roentgena przez kilka godzin z bliskiej odległości, jak również
naświetlanie radem przez 24 godziny. W tych ostatnich przypadkach zauważono, o
paradoksie!, że po działaniu tych wyjątkowo przecież szkodliwych czynników, nastąpił
znacznie szybszy i bujniejszy wzrost grzyba. Dopiero temperatura 40000C
zniszczyła zarodniki, choć wymagało to ok. 15 minut.
Na podstawie wyników badań dr Rybczyński doszedł do wniosku,
że nie da się więc wyprodukować typowej surowicy przeciwrakowej. Okazało się
jednak, że za remedium może posłużyć tzw. aktywny krzem. Podstawą stało się
spostrzeżenie, że komórki rakowe charakteryzują się wysoką odpornością ze
względu na ich chemiczną budowę – połączenie specjalnych białek z krzemem, co
stanowi bardzo silny związek biochemiczny. Wprowadzony do ustroju ludzkiego w
niesłychanie małej ilości aktywny krzem (roztwór o stężeniu 0,000000001 w
wodzie destylowanej, czyli lek homeopatyczny) działa jak katalizator chemiczny
powodując odruchowe niszczenie przez organizm „intruza”. W ten sposób organizm
„uczy się” dostrzegać i zwalczać wroga, którego do tej pory nie spostrzegał we
własnych tkankach – krzem zawarty w komórkach nowotworowych mnożących się w
organizmie. Pozbawione tego pierwiastka komórki nowotworowe są już bez problemu
niszczone przez system immunologiczny organizmu.
Preparat (o nazwie „ANRY”) powinno przyjmować się
profilaktyczne raz na pół roku, co pozwala na uodpornienie się organizmu
na nowotwory na ponad pół roku.W przypadku choroby, po podaniu, w
czasie 2-3 tygodni pojawiają się objawy w postaci miejscowego zaczerwienienia,
obrzęków, bolesności. Świadczy to o tym, że rak ulega stanowi zapalnemu i
likwidacji. Samopoczucie pacjenta pogarsza się czasowo, pojawia się stan
podgorączkowy, bolesność w tkankach zaatakowanych przez nowotwór i tkankach
otaczających. Podnosi się liczba białych krwinek we krwi. Wszystko to ma
prowadzić do procesu leczenia. Możesz teraz stwierdzić: „Toż to
rewelacja! Lek na raka!” Możesz podejść również sceptycznie: „Tyle
instytutów na całym świecie biedziło się i biedzi nad wyprodukowaniem
szczepionki przeciwrakowej, nad lekami antynowotworowymi i nic. A tu nagle
odkrycie... Nie wierzę”. Każdy ma prawo do własnego zdania. Tym niemniej
„ANRY” jawi się jako nadzieja dla wielu chorych. Czy wolno im tę nadzieję
odebrać?
Według dr Rybczyńskiego źródłem zakażeń grzybem Penicillium jest
przede wszystkim żywność – nadpsuta i nadpleśniała. Czy ma rację? Zastanówmy
się nad tym wspólnie – jak niespecjaliści, którymi przecież ogromna większość z
nas jest. Weźmy to na tzw. „chłopski rozumek”.Zarodniki grzybów unoszą się
wszędzie i roznoszone są przede wszystkim w powietrzu. Czy zwróciłeś uwagę, jak
szybko pleśń porasta pozostawione np. w woreczkach foliowych pieczywo, owoce,
warzywa? Ma tam doskonałe warunki do rozwoju – ciepło i wilgoć (jak w naszym
wnętrzu).Dlaczego pokrywa się specjalnymi woskami wiele owoców, by nie
atakowała ich pleśń podczas przechowywania i transportu? To zrozumiałe - nikt
przecież nie kupi nadpleśniałego towaru. I to jest podstawowy powód ochrony
owoców przed pleśnią, a nie chęć ochrony Twojego zdrowia.
À propos wosków: sam wiesz, jak trudno zmyć je
nawet ciepłą wodą z jabłek, cytryn, pomarańczy. Specyficzny zapach utrzymuje
się na owocach, które należy obierać ze skórki i która – w przypadku owoców
cytrusowych – absolutnie nie nadaje się do dodawania do ciast. Wracamy do
pleśni. Wiadomo przecież od dawna, że pleśń wytwarza tzw. aflatoksyny
wywołujące raka. Mieszkanie w zagrzybionym domu, to najprostsza droga do
nabawienia się raka. W ścianach mieszkań odkryto wiele rodzajów pleśni, w tym Penicillium oraz
w ponad 1/3 mieszkań grzybek Aspergillus niger – sprawcę
czerniaka.
Jak na razie, wszystko wydaje się logiczne, prawda?Gerald N.
Wogan, chemik z Massachusetts Institute of Technology wykazał w badaniach nad
działaniem aflatoksyny wytwarzanej przez pleśnie, że np. ryzyko raka wątroby
wzrasta 4-krotnie u osób spożywających żywność zawierającą duże ilości tej
toksyny. Z kolei ryzyko zachorowanie na raka wątroby u osób, które chorowały
wcześniej na żółtaczkę typu „B” i jadły potrawy zawierające aflatoksyny
wzrastało aż 70-krotnie („New York Times”, „Co wywołuje raka?”, Gina
Kolata, 19.12.2005 r.). Uczeni z Brytyjskiego Instytutu Badań Genetycznych
twierdzą także, że zakażenia pleśniami są jedną z przyczyn niektórych infekcji
prowadzących nawet do śmierci, wywołujących reakcje alergiczne i astmę. Badali
oni m.in. grzybek Aspergillus fumigatus, w którym wykryli aż 9
substancji wywołujących alergie. Aspergillus fumigatuswystępuje
bardzo powszechnie, a każdy z nas wdycha ok. 200 jego zarodników dziennie. W
dodatku ma zadziwiającą wprost odporność na działanie wysokich i niskich
temperatur. Jest szczególnie groźny dla osób z osłabionym systemem
immunologicznym, z białaczką i pacjentów po operacjach.
Badania mikologów z całego świata potwierdzają katastrofalny
wprost stan żywności skażonej mikotoksynami i patogennymi pleśniami. Okazuje
się, że ziarna zbóż, kukurydzy, pasze zbożowe, a także mięso drobiu skarmianego
paszami zbożowymi zawierają ogromne ilości pasożytniczych grzybów i i
aflatoksyny. Dane ONZ stwierdzają, że ponad 80% zbiorów w skali światowej jest
skażonych mikotoksynami. Czy to oznacza, że jesteśmy skazani na zagrzybienie i
na raka? NIE! Mimo zagrożeń możemy bronić się przed nimi i to całkiem
skutecznie. Rak nie jest chorobą nieuleczalną! W pierwszym
rzędzie należałoby zapewnić wysoką moc systemu immunologicznego – i właśnie
przede wszystkim o tym traktuje to opracowanie.O skutkach zagrzybieniu
organizmu (zwłaszcza jelita) piszą tacy autorzy jak M.Tombak, G.P. Małachow i
inni. Specjaliści od hydrocolonterapii drastycznie wprost opisują, co
wypłukiwane jest z naszego jelita (a w zasadzie tylko z jego odcinka końcowego)
w trakcie zabiegu oczyszczania. Zwracają szczególnie uwagę na strzępy czarnej i
szarej pleśni.
Doktor Rybczyński poszedł dalej. Otóż uważał on, że źródłem
zakażeń są również antybiotyki produkowane na bazie penicyliny (Penicillium!).
Przyjmowanie antybiotyków w dzieciństwie może skutkować rakiem w późniejszym
wieku, zwłaszcza, że rodzice zakażają własne dzieci.Każda kobieta, która brała
antybiotyki musi liczyć się z tym, że urodzi dziecko zakażone infekcją
nowotworową. „Tragicznym faktem jest to, że w szpitalach
onkologicznych chorych gorączkujących, a więc zatrutych truciznami
nowotworowymi, leczy się penicyliną i innymi antybiotykami, które w ogromnej
większości posiadają domieszkę Penicillium. Pomaga się więc grzybkowi
Penicillium do niszczenia resztek sił obronnych chorego. Obecnie na podstawie
wyników dotychczasowych badań eksperymentalnych doktora Rybczyńskiego należy
stwierdzić, że od czasu wynalezienia penicyliny i antybiotyków, skuteczność
leczenia chorób nowotworowych znacznie się pogorszyła, a liczba zachorowań
zwiększyła.” („Co to jest nowotwór i jak on powstaje? Dlaczego choroba
raka jest dotychczas nieuleczalna”, A. Rybczyński, Poznań 2000).
Teorię dr Rybczyńskiego potwierdzają badania niemieckiego
cytologa Alfonsa Webera, który już w latach 70-tych XX wieku odkrył
pasożytnicze drobnoustroje, pierwotniaki (Protozoa) – w postaci
zarodników grzybów w organizmie ludzkim. Dr Weber twierdzi, że są one
źródłem infekcyjnych zakażeń krwi i atakują czerwone ciałka krwi. Wraz z
krwiobiegiem rozprzestrzeniają się po całym organizmie stając się źródłem tzw.
przerzutów. Podobnie jak dr Rybczyński, niemiecki mikrobiolog stwierdził, że
pasożyty te są wyjątkowo trudne do zniszczenia, a typowe metody w postaci
działań chemicznych i promieniowania tylko osłabiają organizm i ułatwiają
rozprzestrzenianie się zabójczych pasożytów. Oficjalna medycyna i największe
sławy niemieckiej onkologii uznały dr Webera za szarlatana, a jego odkrycia za
brednie. Doktor Rybczyński wielokrotnie, przez wiele lat usiłował zainteresować
swoim odkryciem wszelkie odpowiednie czynniki (Wydział Nauk Medycznych Polskiej
Akademii Nauk, Instytut Leków, Ministerstwo Zdrowia i Opieki Społecznej), ale
ciągle bez skutku.
Czy teoria dr Rybczyńskiego jest słuszna? Czy lek opracowany
przez niego jest skuteczny? Nie autorowi o tym sądzić. Natomiast sprawa jest na
tyle poważna, że może warto byłoby przeprowadzić szersze badania prowadzone
przez niezależne zespoły badawcze? Dopiero wówczas okazałoby się, ile jest
warte odkrycie doktora Rybczyńskiego. Bo jak do tej pory teoria dr
Rybczyńskiego spotkała się z lekceważeniem świata medycznego. Nic nowego.Ignaz
Sommelweis – lekarz i badacz, odkrywca przyczyn tzw. „gorączki połogowej”
spotkał się z wielką krytyką świata medycznego i jawną wrogością personelu
szpitali (został zresztą później zamknięty w szpitalu dla... wariatów!)
Dlaczego? Ponieważ bezwzględnie żądał każdorazowego mycia rąk i narzędzi po i
przed najdrobniejszymi nawet zabiegami medycznymi.
Wyjaśnijmy, że „gorączka połogowa” dziesiątkowała
kobiety w XIX wieku, u których porody odbierali lekarze wykonujący wcześniej
sekcje zwłok, opatrujący rannych i którzy po tych zabiegach nie myli ani rąk,
ani narzędzi. Przenosili, więc po prostu zarazki jadu trupiego bezpośrednio na
rodzącą kobieRównież Joseph Lister – mało znany lekarz, odkrył dezynfekcyjne
działanie kwasu karbolowego, co przyniosło rewelacyjne efekty w zapobieganiu
zakażeniom ran. Jednak świat naukowy wykpił działania Listera.Także Louis
Pasteur, który nie był lekarzem, lecz chemikiem, został na początku swych
odkryć wprost wyszydzony, a studenci medycyny śpiewali niewybredne kuplety na
temat istnienia rzekomych „mikrobów”, o których mówił Pasteur. Wspomnijmy
jeszcze Roberta Kocha, odkrywcę prątków gruźlicy. Był to zwykły, mało znany
lekarz z Wolsztyna, żadna sława medyczna. A przecież to jego badania umożliwiły
udowodnienie istnienia mikroorganizmów. W czasach współczesnych wyśmiewano
przez dziesiątki lat Denhama Harmana – twórcę wolnorodnikowej teorii starzenia
organizmu, Jacques’a Benveniste’a – odkrywcę tzw. „pamięci wody” (o pamięci
wody piszę w opracowaniu „Czysta woda zdrowia doda”), amerykańskiego
gastroneurologa Michaela Gersohna – odkrywcę tzw. „brzusznego mózgu” i wielu
innych.
Z absolutną wrogością świata medycznego spotkał się także
doktor medycyny Ryke Geerd Hamer – twórca teorii powstawania nowotworów na
bazie konfliktu w organizmie spowodowanego nagłym u traumatycznym przeżyciem
bedącym źródłem potężnego i długotrwałego stresu. Podobne reakcje budzi
onkologiczna praktyka lecznicza polskiego lekarza Stanisława Burzyńskiego z
Teksasu, twórcy tzw. Biochemicznej Obrony Organizmu. I niezależnie od
bezspornych sukcesów terapeutycznych oficjalna medycyna nie zamierza
interesować się jego odkryciami. Podobnie zresztą jak i innymi odkryciami w
dziedzinie walki z nowotworami – odkryciami dokonanymi przez naukowców i
lekarzy z poważnym dorobkiem naukowym i tytułami naukowymi. Dodajmy jeszcze, że
teorie na temat genezy nowotworów, o których była mowa, wcale nie stoją w
sprzeczności względem siebie – jedynie się uzupełniają kładąc nacisk na inny
element niezwykle złożonego procesu. Wróćmy jednak do odkrycia dr
Rybczyńskiego. Środowiska onkologów (zwłaszcza poznańskie) znają ponoć
doskonale sprawę i skuteczność preparatu. Tym niemniej nie podjęto szerszych
badań nad preparatem i nie wprowadza się go do leczenia i profilaktyki na
masową skalę, ponieważ... nie przeprowadzono badań (a więc nie ma podstaw do
rejestracji leku)!Czyżby przyczyną był fakt, że odkrycia dokonał prosty lekarz,
a lek jest relatywnie tani (koszt dawki nie przekracza kosztu jednorazowego
tankowania paliwa do zbiornika najmniejszego z jeżdżących na polskich drogach
samochodów)?Tani lek, marny lek ... Jak na nim zarobić?
NOWOTWORY – TO NIE CHOROBA.
NOWOTWORY – TO WIELKI PRZEMYSŁ
I JESZCZE WIĘKSZY BIZNES.
A co zrobić z całą dotychczasową bazą leczniczą, potwornie
drogą aparaturą diagnostyczną i terapeutyczną? Co zrobić z dotychczasowymi
teoriami i oficjanie przyjętymi metodami leczenia, które należałoby odwołać? I
które wywołują mnóstwo skutków ubocznych? Jak przyznać się do błędu? Każdy
przyzna - jest to niebywale trudne. „Jak to się ma do ankiety
przeprowadzonej w 1986 r. wśród kanadyjskich onkologów, którzy w większości
stwierdzili, że gdyby im przyszło chorować na raka, nigdy nie skorzystaliby z
aplikowanej przez nich pacjentom chemioterapii, ze względu na jej wysoką toksyczność
i małą efektywność?”
(„Nieznany Świat” nr 4/2006, „Najlepszy biznes na
świecie”, Janusz Rygielski).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz