Niemal każdy słyszał o ogromnym
znaczeniu jodu dla właściwego funkcjonowania naszego organizmu. Jego braki do
początku XX w. boleśnie odczuwali zwłaszcza mieszkańcy rejonów oddalonych od
morza, które w naturalny sposób pozbawione były łowionych tam ryb i morskich
wód gruntowych, ubogacających glebę w potrzebny pierwiastek. Po wprowadzeniu
powszechnego jodowania soli, najpierw w USA, później w reszcie świata, wydawało
się, że problem jest rozwiązany.
A co gdyby się okazało, że pomimo dużego
spożycia soli przez 30 lat średni poziom jodu w organizmie człowieka obniżył
się o połowę? Niestety taki stan rzeczy jest faktem, a za naszym dobrym
samopoczuciem stoi powoli upadający mit zbawiennego działania jodowanej soli.
Sięgając do historii i teraźniejszości sprawdźmy czy naprawdę jest się o co
martwić.
Śmiem twierdzić, że to właśnie badania
nad właściwościami jodu stanowiły narodziny zachodniej medycyny w znanym nam
kształcie. Dzięki staraniom Jeana François’a Coindet’a na przełomie XVIII i XIX
w. po raz pierwszy powszechnie zaczęto używać jednego składnika do leczenia
konkretnej choroby.
Wola, będące objawem zaburzeń tarczycy,
były ówcześnie prawdziwą plagą, szczególnie na obszarach centralnych każdego
kontynentu. Coindent ustalił, że genezą tego schorzenia jest niedobór jodu,
którego regularne dostarczanie zupełnie niweluje ryzyko zachorowań. Po dziś
dzień w taki sam sposób przeprowadza się większość diagnoz, szukając
specyficznego składnika (w większości przypadków odpowiedniego antybiotyku), do
zwalczenia wyszczególnionego typu choroby.
Jednym z miejsc, w którym na wole
cierpiało wyjątkowo dużo ludzi, był znany z ubogiej zawartości jodu w glebie
rejon Wielkich Jezior w Stanach Zjednoczonych. Na początku XX w. chorobę tą
wykryto u niemal 40% dzieci w wieku szkolnym. Zaniepokojony skalą zjawiska dr
David Marine rozpoczął badania na zwierzętach, którym regularnie podawał duże
dawki jodu. Jak się okazało, jego zażywanie niemal zupełnie zniwelowało
problemy z tarczycą. Zachęcony wynikami, Marine postanowił przeprowadzić ten
sam eksperyment na prawie 5. tysięcznej grupie uczniów ochotników w mieście
Akron w stanie Ohio. Miejsce to nie zostało wybrane przypadkowo, ponieważ
właśnie tam notowano wyjątkowo duży procent zachorowań związanych z niedoborem
jodu w organizmie.
W toku 2,5 lat badań w których jedna
grupa otrzymywała dziennie 9 miligramów jodu (ponad 100 razy większa dawka niż
zalecana obecnie), natomiast grupa kontrolna nie była suplementowana, okazało
się że u osób nieprzyjmujących pierwiastka wole powiększyło się o 22%,
natomiast u przyjmujących jod zmiana ta wynosiła jedynie 0,2%. Rezultaty
okazały się na tyle obiecujące, że błyskawicznie zadecydowano o jodowaniu soli
w rejonie Wielkich Jezior, a praktykę tą niedługo potem przejęły całe Stany
Zjednoczone. Mało kto jednak wie, że stopień wzbogacania soli o ten składnik
był wówczas o wiele wyższy niż dzisiaj.
Przykład sukcesu Davida Marine’a, choć
okrzyknięty został pierwszym powszechnym cudem medycznym, pokazuje genezę
jednego z mitów dotyczących jodowanej soli. Wśród dużej liczby lekarzy oraz
większości społeczeństwa panuje bowiem niezachwiane przekonanie, że samo
dodawanie wzbogaconej o jod soli do potraw zapewnia większą niż wymagana dawkę
tego składnika. Z opinią tą w swojej książce „Jod. Dlaczego go potrzebujesz i
nie możesz bez niego żyć”, polemizuje dr David Brownstein, a my się z nim
zgadzamy w 100%.
Co więcej
uważamy, że w bardzo wielu przypadkach suplementacja jodu- podobnie jak vit.D3, vit.B12 i vit.C
powinna być wręcz standardem przy leczeniu chorób odkleszczowych,
pasożytniczych i powodowanych przez drożdżaki candida, zwłaszcza przy słabych
postępach leczenia lub nawrotach.
Z pozoru dane statystyczne wydają się
uspokajające– w każdym gramie soli znajduje się obecnie średnio 77 mikrogramów
potrzebnego dla organizmu pierwiastka. Przy dziennym spożyciu soli w okolicach
od 4 do 10 gramów u statystycznego Amerykanina, zalecana dawka jodu (150
mikrogramów) powinna zostać przekroczona nawet kilkukrotnie. Niestety, tak się
nie dzieje. Jak wskazują nowe badania, tylko niespełna 10% jodu w soli jest
przyswajane biologicznie, czyli całkowicie przyswajane przez nasze ciało. Jeśli
powrócimy do naszych wcześniejszych ustaleń, okaże się, że dzienna dawka
faktycznie wchłanianego jodu waha się pomiędzy 33 a 77 mikrogramami na dzień,
czyli poniżej zalecanego spożycia.
„Przemilczanym problemem jest fakt, że
blisko 70% używanej do celów spożywczych soli, pozbawionej jest jodowania.
Jeśli dodamy do tego coraz popularniejsze diety niskosodowe, faktycznie
spożycie jodu okaże się z roku na rok niższe” – alarmuje David Brownstein.
Niestety, fakty potwierdzają jego przypuszczenia. W USA podobnie jak w Polsce,
ilość spożywanej soli cięgle spada. Oczywiście sam ten proces nie jest
negatywny, ale w przypadku braku uzupełniania zapotrzebowania na jod np.
rybami, warzywami lub mlekiem, otrzymujemy receptę na nieustanne wypłukiwanie tego
pierwiastka z organizmu.
Jak podaje w swoim raporcie Centers for
Disease Control, w samej Ameryce w przeciągu 30 lat poziom jodu w organizmie
spadł przeszło o połowę, a na całym świecie problemem tym dotkniętych jest już
ponad 600 mln osób. Jakby tego było mało, swój wkład do tego narastającego
zagrożenia wnoszą firmy spożywcze i zła dieta. Niestety droga do naszej
tarczycy jest ciasna, a wiele konsumowanych na co dzień potraw bogata jest w
składniki, które przyczyniają się walnie do redukcji przyswajania jodu.
Przynajmniej do początku lat 70. jod
powszechnie dodawano do mąki. Dzięki temu ewentualne niedobory w przypadku
diety niskosodowej, można było wyrównać jedząc choćby makarony czy pieczywo.
Niestety od kilkudziesięciu lat obserwuje się stałą tendencję do zastępowania
jodu bromem w niemal wszystkich produktach mącznych. Choć firmy tłumaczą się
zmianą technologii produkcji, powody tej decyzji nie są do końca jasne. Tak czy
inaczej, jedno nie ulega wątpliwości, choć brom nie spełnia żadnej roli w procesach
życiowych, poprzez podobną strukturę chemiczną (grupa halogenków), utrudnia
receptorom naszego ciała właściwe przyswajanie jodu. De facto przyczynia się
zatem do upośledzenia wchłaniania potrzebnego pierwiastka, a sam dodatkowo
podejrzewany jest o tendencje rakotwórcze.
Jeśli dodamy do tego stanu rzeczy coraz
częściej występujący chlor w wodzie z kranu oraz fluorki w naszych pastach do
zębów- które podobnie jak brom utrudniają przyswajanie jodu- zagrożenie jego
globalnym niedoborem okaże się nie tylko zmartwieniem krajów trzeciego świata.
Nie jesteśmy
jakimiś szczególnymi zwolennikaami teorii spiskowych, ale może przyzwolenie na
ww praktyki, skutkujące globalnym niedoborem jodu jest celowe? Zastanówcie się
głębiej…Przemilczenie, względnie bagatelizowanie kwestii konieczności
suplementacji jodu i vit.D3, lansowanie szkodliwych modeli
żywieniowych, ośmieszanie idei eradykacji pasożytów, trąbienie o rzekomej
straszliwej toksyczności leków stosowanych w „odrobaczaniu”, to tylko niektóre
przyczyny stojące za „masową produkcją” tzw. objawowych pacjentów. Firmy
farmaceutyczne mogą śmiało liczyć na stale rosnącą sprzedaż leków, stosowanych,
w dominującym obecnie, leczeniu objawowym. Pielgrzymki po kolejnych
specjalistach, kupowanie kolejnych toreb leków, zaleczanie objawów i leczenie
efektów ubocznych stosowanych „leków objawowych”, to standard w dzisiejszych
czasach. I o to właśnie chodzi! O doprowadzenie do rozpadu struktury zdrowotnej
delikwenta…Ale nie może umrzeć! Ma żyć i leczyć się, konsumować leki, DUŻO leków!
Przecie na pieczątkach, nie bez kozery, stoi jak byk napisane: LEKARZ, nie
WYLEKARZ! To zobowiązuje i usprawiedliwia zarazem.
A ze swojej strony- palcie, palcie!
Państwo zarabia na akcyzie, a że potem nogę upitolą albo płuco lub krtań
wyciepią- to i cóż, trudno- podatnicy zapłacą za rentę… Brutalne? Ale
prawdziwe! Osoby niepalące z problemami naczyniowymi (pomijając cukrzycę) lub
nowotworami układu oddechowego to margines zachorowań.
Przeciętny polski pacjent ma w d…
zalecenia aby schudnąć. W d… ma ograniczenia dietetyczne w cukrzycy. Jeszcze
głębiej, zapewne gdzieś w okolicy zastawki krętniczo-kątniczej (valva
ileoc(a)ecalis) ma propozycje rzucenia palenia.
Ale wróćmy do jodu. Choć bez dwóch zdań
sytuacja jest poważna, nie stoicie jednak na z góry przegranej pozycji.
Pierwszym krokiem do ponownego zbilansowania diety jest uświadomienie sobie,
jak ważnym pierwiastkiem jest jod i tego, że to co do tej pory uważaliście za
wystarczające we właściwej gospodarce jodowej organizmu, zwykle nie jest
wystarczające!
Wg. dietetyków aby mieć pewność, że
nasza tarczyca działa prawidłowo i produkuje wystarczające ilości tyroksyny i
trójjodyny, niezbędnych do prawidłowego funkcjonowania wszystkich komórek
organizmu, powinniśmy wzbogacić nasze menu o następujące produkty: ryby (dorsz,
flądra, sardynki, tuńczyk), wino białe i czerwone, owoce morza (kraby, małże,
krewetki, kawior), soki owocowe i warzywne (głównie marchew), wszelkiego
rodzaju nabiał (ser biały, mleko) oraz jajka. I tu pojawiają się dylematy-
ryby= metale ciężkie, pasożyty i inne toksyny, to samo owoce morza. Marchew to
roślina spichrzeniowa- ciągnie z ziemi, wody i powietrza wszelakie
zanieczyszczenia. O zdrowe warzywa, owoce i jajka też trudno. Co myślimy o
krowim mleku- wiadomo. Wina są siarkowane na potęgę. Zapytacie: Jak żyć Dr O.?
Jak żyć?! Sami nie wiemy, ale w kwestii jodu możemy podpowiedzieć… Wtranżalamy
bogate w jod wodorosty- kelp na zasadzie wyboru mniejszego zła. Dodatkowo
zwiększamy okresowo dawkę przy wydarzeniach typu…Fukushima…
A oto dobowe zapotrzebowanie na jod w
różnych okresach życia:
niemowlęta do 1 roku życia- 50 μg
dzieci 1-3 lat- 70 μg
dzieci do 6 lat- 90 μg
dzieci 6-10 lat- 120 μg
młodzież- 150 μg
dorośli- średnio 200 μg
kobiety ciężarne- 230 μg
kobiety karmiące- 260 μg
dzieci 1-3 lat- 70 μg
dzieci do 6 lat- 90 μg
dzieci 6-10 lat- 120 μg
młodzież- 150 μg
dorośli- średnio 200 μg
kobiety ciężarne- 230 μg
kobiety karmiące- 260 μg
Jak wspomniałem wyżej, na rynku są
dostępne (bez recepty) różne preparaty zawierające kelp w tabletkach/
kapsułkach. Zwykle zawierają „dorosłą dawkę” tj. 200 μg jodu. Zatem np. dawki
kelp w standardowych- zawierających 200 μg jodu tabletkach- powinny wyglądać
następująco:
niemowlęta do 1 roku życia- 50 μg- tj.
1⁄4 rozkruszonej tabletki preparatu Kelp
dzieci 1-3 lat- 70 μg- tj. 0,35 rozkruszonej tabletki preparatu Kelp
dzieci do 6 lat- 90 μg- tj. 0,45 (rozkruszonej) tabletki preparatu Kelp
dzieci 6- 10 lat- 120 μg- tj. 0,6 tabletki preparatu Kelp
młodzież- 50 μg- tj. 0,75 tabletki preparatu Kelp
dorośli- średnio 200 μg- tj. 1 tabletka preparatu Kelp
kobiety ciężarne- 230 μg- tj. 1,15 tabletki preparatu Kelp
kobiety karmiące- 260 μg- tj. 1,3 tabletki preparatu Kelp
Suplementując jod, pamiętajcie, że w zależności od wieku oraz płci, zapotrzebowanie może być bardzo zróżnicowane. W skrajnych przypadkach potrafi się wahać od 50 mikrogramów u niemowląt, do 260 u kobiet karmiących piersią.
dzieci 1-3 lat- 70 μg- tj. 0,35 rozkruszonej tabletki preparatu Kelp
dzieci do 6 lat- 90 μg- tj. 0,45 (rozkruszonej) tabletki preparatu Kelp
dzieci 6- 10 lat- 120 μg- tj. 0,6 tabletki preparatu Kelp
młodzież- 50 μg- tj. 0,75 tabletki preparatu Kelp
dorośli- średnio 200 μg- tj. 1 tabletka preparatu Kelp
kobiety ciężarne- 230 μg- tj. 1,15 tabletki preparatu Kelp
kobiety karmiące- 260 μg- tj. 1,3 tabletki preparatu Kelp
Suplementując jod, pamiętajcie, że w zależności od wieku oraz płci, zapotrzebowanie może być bardzo zróżnicowane. W skrajnych przypadkach potrafi się wahać od 50 mikrogramów u niemowląt, do 260 u kobiet karmiących piersią.
Jak widać
przedawkować jod nie jest tak łatwo, zatem i mit o łatwości w przedawkowaniu
jodu można włożyć między bajki, najlepiej tuż obok innej powszechnie znanej, o
tym, że przyjmowanie dawek vit.D3 większych
niż 1000 j.m. na dobę drastycznie zwiększa ryzyko kamicy nerkowej i może
„szkodzić nerkom”….
Pamiętajcie, że Waszym sprzymierzeńcem
jest Wiedza i potężnym sprzymierzeńcem ona jest…Nie zapominajcie tego, czego
się nauczyliście. Ocalić Was to może! Niech MOC JODU i…YODY będzie z Wami!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz